Finanse

Moralność płatnicza w branży tłumaczeń.

Branża tłumaczeń ustnych i pisemnych w Polsce generuje obrót o szacowanej wartości ok. 1 mld złotych. W sektorze tym działa faktycznie aktywnie ok. 8000 firm. Z całej tej masy przedsiębiorstw tylko ok. 80 prowadzi działalność w formie spółki prawa handlowego, tzn. zarejestrowało działalność w Krajowym Rejestrze Sądowym.  Ponad 90% to jednoosobowe działalności gospodarcze lub spółki cywilne.

Segment tłumaczeń jest bardzo zatomizowany. Jeśli wyłączyć z niego 30 największych biur tłumaczeń, odpowiedzialnych za 15% obrotu,  można łatwo wyliczyć, iż średni roczny przychód na jeden podmiot to ok. 110 000 zł.  Przy estymacji 30% marży, tj. 70% kosztów działalności, tłumaczowi pozostaje „na życie” średnio ok. 4 000 zł miesięcznie. Biorąc pod uwagę fakt, że praca samodzielnego tłumacza trwa średnio 10-14 godzin dziennie, nie ma on prawa do płatnych urlopów, musi często czekać i kilka tygodni na zapłatę tej kwoty, nie budzi zdziwienia, iż tylko najwytrwalsi tłumacze pracują w zawodzie dłużej niż 5 lat. Wielu natomiast rezygnuje, wybierając etat w korporacji, a wraz z nim uczciwe i pewne pieniądze.

Rynek translatorski jest zorganizowany dwustopniowo. Jego „fundament” i dominująca ilościowo część stanowią tłumacze, występujący w roli tzw. „freelancerów”, trudniący się bezpośrednio wykonywaniem usług translatorskich. Większość zleceń trafia do nich za pośrednictwem biur i agencji tłumaczeń, wyspecjalizowanych w obsłudze wielu języków, występujących w roli „hubów” względem klientów i tłumaczy. To one walczą o kontrakty
i dzielą zlecenia wg własnych kryteriów. Nie jest tajemnicą, iż podstawowym kryterium wyboru tłumacza przez biuro bywa cena. Jest to niestety pochodna sposobu konstruowania warunków przetargów i konkursów ofert przez kluczowych klientów.  Tłumacze z rzadka mają komfort pracy bezpośrednio z klientem końcowym. Dominująca część zleceń tłumaczeń odbywa drogę: klient – agencja tłumaczeń – tłumacz.  Wyjątek stanowią zlecenia tłumaczeń przysięgłych (uwierzytelnionych) trafiające do tłumaczy bezpośrednio z sądów, prokuratur i policji. Na brak klientów, innych niż pośrednicy, nie narzekają także tłumacze języków rzadkich.

Czym jest biuro tłumaczeń? Jest to przedsiębiorstwo sprzedające cudze usługi. Jego kluczowa działalność sprowadza się do marketingu, sprzedaży, udziału w przetargach oraz poszukiwań i organizacji pracy tłumaczy. Biuro tłumaczeń zazwyczaj nie zatrudnia etatowych tłumaczy, a jedynie współpracuje z freelancerami. Nie trzeba być tłumaczem, aby prowadzić biuro tłumaczeń. Można sprzedawać tłumaczenia z języka hebrajskiego, nie znając tego języka. Zarobkiem biura tłumaczeń jest marża stanowiąca różnicę ceny uzyskanej od klienta a stawką, którą płaci tłumaczowi. Czym większa różnica, tym większy profit biura.

Polskie biura tłumaczeń to zazwyczaj małe firmy, zwykle o słabym zapleczu kapitałowym. Tylko jedno z nich jest notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych. Z reguły kapitał obrotowy biur stanowią środki własne właścicieli lub ograniczone kredytowanie bankowe. Z uwagi na niekorzystną strukturę bilansu agencje tłumaczeń mają niewielką zdolność kredytową i cierpią na chroniczny brak środków. Wiele z nich nie posiada adekwatnych zasobów finansowych, a pomimo to bierze udział w dużych przetargach i projektach wymagających kilkumiesięcznego finansowania. Najintratniejsze kontrakty pochodzą z sektora publicznego oraz dużego biznesu. Czas pomiędzy wykonaniem zlecenia a wykonaniem zapłaty przez klienta w dużych kontraktach wynosi zazwyczaj 30-60 dni.

Pozbawione odpowiedniego zaplecza finansowego, biura podejmują się nawet największych zleceń. W praktyce zlecają tłumaczom wykonanie usług, nie płacąc za ich pracę do momentu uzyskania zapłaty. Jest to sytuacja całkowicie powszechna, iż koszty finansowania części biur
i agencji tłumaczeń ponoszą sami tłumacze, jako podwykonawcy.

Sytuacja bywa dla nich gorsza niż w branży budowlanej, gdyż w tej ostatniej wykonawcy podlega specjalnej ochronie. Należy mieć świadomość, iż opóźnienia w zapłacie tłumaczom ze strony biur i agencji sięgają często 90 i 120 dni.

Zawodowy tłumacz musi być przygotowany na posiadanie 2-3 miesięcznego buforu finansowego na zapłatę ZUS-u, podatku dochodowego. Skala patologii, czyli niski poziom moralności płatniczej wielu biur oraz agencji tłumaczeń sprawia, iż w branży tłumaczy krąży powiedzenie, iż aby być zawodowym tłumaczem trzeba mieć bogate partnera życiowego lub bogatych rodziców.

Biura i agencje tłumaczeń w sposób absolutnie nieuprawniony kredytują się u tłumaczy, traktując ich jak instytucje finansowe.

Opracowały przy tym kuriozalną paletę metod i argumentacji dla wydłużania lub unikania zapłaty:

  1. Płatność warunkowa. Biuro płaci tłumaczowi, pod warunkiem, że samo otrzyma zapłatę od klienta. Czasami tłumacz jednego języka czeka, aż biuro otrzyma zapłatę za pakiet języków, z którymi tłumacz nie ma nic wspólnego.
  2. Fasadowe procedury i schematy płatności. Biur płaci w terminie 30 dni liczonych od miesiąca następującego po miesiącu, w którym klient zaakceptował tłumaczenie.
  3. Płatność wg schematu piramidy. Biuro płaci za drobne faktury, a te największe odwleka w nieskończoność. Realizuje 80 % liczby płatności, zaspokajając tylko 20% kwoty zobowiązań.
  4. Wielostopniowe mechanizmy akceptacyjne. Płatność jest gotowa do realizacji, ale wymaga akceptacji właściciela, który jest nieobecny i nie widomo, kiedy będzie mógł zaakceptować.
  5. Unikanie kontaktu z tłumaczem. Biura do zamawiania tłumaczeń delegują osoby, które nie mają kompetencji w zakresie rozliczeń z tłumaczami. Osoby odpowiedzialne za płatności są niedostępne dla tłumaczy.
  6. Powoływanie się na brak faktury. Wraz z tłumaczeniem, tłumacz wysyła fakturę, która często „ginie”. Ponowna wysyłka, rzekomo zagubionej faktury, skutkuje tym, iż biuro liczy termin płatności od nowa.
  7. Wymuszanie opóźnienia wystawienia faktury przez tłumacza. Biuro akceptuje 14 dniowy termin płatności, ale pod warunkiem, iż tłumacz wystawi fakturę za 30-60 dni od daty zakończenia wykonania usługi.

Niektóre z argumentów stosowanych przez agencje są wręcz zabawne:

„pani, która robi przelewy przychodzi do nas tylko w piątki”, „nie akceptujemy obrazu faktury wysłanego mailem, proszę fakturę wysłać pocztą”.

Tadeusz Broś, z firmy windykacyjnej EULEO potwierdza, że tłumaczom coraz częściej „puszczają nerwy” i zlecają odzyskanie należności zawodowym windykatorom. Coraz powszechniejsze stają się też praktyki odmawiania tłumaczeń agencjom nierzetelnym, lub nieposiadającym wystarczających zasobów finansowych, publikowanie zadłużeń agencji na giełdach wierzytelności np. niezaplacone.Info, naliczanie i egzekwowanie odsetek oraz tzw. rekompensaty (40 EUR) na podstawie ustawy o terminach zapłaty w transakcjach handlowych.

Tłumacze nierzadko jednoczą siły na forach internetowych. Poszukują własnej drogi, próbując nawiązać współpracę bezpośrednio z klientami końcowymi, z pominięciem nierzetelnych pośredników. Inwestują w marketing internetowy oraz aktywnie pozyskują potencjalnych nabywców.

Według opinii tłumaczy, biura i agencje tłumaczeń działające w dzisiejszej formule czeka marginalizacja. Sprzyjanie patologicznym, niepartnerskim metodom współpracy z tłumaczami powoduje utratę zaufania do biur, nie tylko po stronie podwykonawców. Coraz częściej klienci nie chcą wspierać nierzetelnego biznesu. Mają też świadomość, iż o wyborze tłumacza przez biuro coraz częściej decydują nie jego kompetencje, ale najniższa cena i desperacja związana z brakiem zleceń.

Byłoby niesprawiedliwe twierdzić, iż opisana sytuacja dotyczy wszystkich biur tłumaczeń. Śmiało jednak można zaryzykować tezę, popartą opiniami tłumaczy, iż 40% agencji tłumaczeń wykorzystuje swoją pozycję na rynku i „żyje na koszt tłumaczy”. Niski próg wejścia do biznesu agencyjnego skutkuje tym, iż biura tłumaczeń prowadzą także osoby niekompetentne, a czasami i nieuczciwe.

Konsolidacja rynku biur i agencji, przestrzeganie zasad etyki biznesu, wykluczenie nierzetelnych firm z obrotu, wzrost świadomości klientów końcowych – to panaceum na niską moralność płatniczą.

W opinii Tadeusza Brosia z EULEO, branża tłumaczeń ma bardzo duży potencjał wzrostu moralności płatniczej, gdyż gorzej być już nie może.

 

 

Autor: Piotr Kaźmierczak

Członek zarządu EULEO

 

 

 

 

Rekomendowane

Musisz być zalogowany aby dodać komentarz Login